Kontynuując nasz cykl #jestemzUAM, oddajemy głos Irkowi Bednorzowi – reżyserowi i producentowi, założycielowi i właścicielowi blow-up studio filmowe sp. z o.o., specjalizującemu się w reklamach, dokumentach i reportażach, absolwentowi filmoznawstwa na UAM.
Imię i nazwisko: Ireneusz Bednorz
Ukończony kierunek oraz wydział: filologia polska w zakresie filmoznawstwa, kultury mediów i telewizji, Wydział Filologii Polskiej i Klasycznej
Obecnie wykonywany zawód: reżyser, producent
UAM dał mi...
...grupę przyjaciół. Mój kierunek był dość specyficzny: było nas zaledwie 21 osób na roku, przy sporej selekcji (to były czasy egzaminów wstępnych, na jedno miejsce startowało zdaje się 14 kandydatów) i mam wrażenie, że trafiali tam jednak specyficzni ludzie. Nie chodziło tylko o wiedzę z zakresu filmu czy sztuki – postacie napisane jak w dobrym filmie. Z perspektywy czasu to właśnie ludzie i relacje są największą wartością, jaką dały mi studia. Szybko, bo już przy pierwszym spotkaniu, większość z nas złapała świetny kontakt. Dla mnie, chłopaka pochodzącego z Górnego Śląska, było to także zderzenie kultur, patrzenia na świat, podejścia do życia. Fascynacja nowymi osobami, miastem i filmem. Tak poznałem Agatę, Miha, Jacka i Krzysia, moich przyjaciół.
Pierwszy rok to także fascynacja kierunkiem, ekscytacja związana z analizą filmową, pierwsze próby kręcenia filmów – w tamtych czasach było masę zajęć praktycznych, odwiedzali nas reżyserzy z filmówki, były warsztaty, etiudy, telewizje festiwalowe. Wspaniałe imprezy, często połączone z seansami filmowymi. Liczne spotkania przy filmie, w kinie i wokół kina. Długie dyskusje w klubokawiarni Kafka w Novum. No i egzaminy, kolokwia, sprawdziany. Mój kierunek miał program filologii polskiej, ale także i filmoznawstwa, było tego naprawdę sporo. Niektóre egzaminy zdawało się z marszu i bez przygotowania, bardzo często na piątkę. Niektóre siały popłoch, lament i strach jak niezapomniany egzamin z Historii Literatury Polskiej u profesor Agnieszki Kwiatkowskiej (dziś mojej serdecznej sąsiadki) czy słynny problem „mosdu dworcowego”, zapisu fonetycznego i spółgłosek zwarto-wybuchowych u dr Agnieszki Krygier-Łączkowskiej. Zawsze byłem wygadany i nadrabiałem braki wiedzy sprytem i nazwijmy to „urokiem osobistym”. Parafrazując jednego z wykładowców: „z panem to się można zgodzić i całkowicie nie zgodzić, ale pan sobie w życiu poradzi, piątka…”.
Studia to także dojrzewanie, nauka krytycznego myślenia i kontestowania zasad, czasem niezgoda, nie tylko z metodami twórczymi czy pedagogicznymi wykładowców, ale też związany z tym zawód. Pamiętam uczucie zażenowania postawami moralnymi niektórych wykładowców na moim kierunku. To wszystko to część tego doświadczenia, jakim były dla mnie studia. Tu też rozpoczęła się na dobre moja pasja – robienie filmów – która stała się także moją pracą.
Najlepiej wspominam...
...ludzi, przyjaciół, oglądanie i robienie filmów, dyskusje, imprezy, ale chciałbym tu wspomnieć o niezapomnianych wykładach i wykładowcach. Nie zapomnę spotkań z dr. Tomaszem Miką i Historii języka, wspomniane już zajęcia z prof. Kwiatkowską, na których nie tylko męczyliśmy staropolskie lektury, ale i mieliśmy dużo śmiechu. Dosyć trudne egzaminy odbiłem sobie, przymuszając Panią Profesor do obejrzenia „Egzorcysty” (jako źródło w mojej pracy na temat „Wizerunku diabła w kinie”), co, jak wierzę, pozostawiło u Pani Profesor trwały ślad i pamięć o mnie.
Miło wspominam realizowanie telewizji festiwalowej przy OFF Cinema w Poznaniu wraz z profesorem Mikołajem Jazdonem czy na festiwalu „Młodzi i Film” w Koszalinie. Świetne były zajęcia „Rock i korespondencja sztuk” u przedwcześnie zmarłego dr. Marcina Rychlewskiego. Miło wspominam zajęcia profesora Tomasza Mizerkiewicza czy Jacka Nowakowskiego i mojej promotorki – profesor Dobrochny Dabert. Z moim przyjacielem Michałem dostaliśmy też możliwość nagrywania wykładów dla studentów reżyserii łódzkiej filmówki, co czyniło nas niemal wolnymi słuchaczami tego wyjątkowego kierunku i na pewno było świetnym doświadczeniem. Na koniec chciałbym wspomnieć, że najlepszą analizę filmu, jaką było mi dane usłyszeć, przeprowadził profesor Marek Wedeman (omawiał w niej film „Czas apokalipsy”).
Największym wyzwaniem...
...było zmusić się do skończenia pracy magisterskiej, a w trakcie studiów wspomniany już egzamin z Historii Literatury Polskiej u prof. Kwiatkowskiej i pytania w stylu: jakiego koloru był Miluś, pies z poematu „Tristan i Izolda”...
Śpieszę z odpowiedzią, którą pamiętam do dziś: kolorowy, Miluś był kolorowy.
Fot. Maciej Zakrzewski

