2 lipca 2022 roku w wieku 97 lat zmarł Peter Brook, jeden z najwybitniejszych artystów współczesnego teatru, doktor honoris causa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (2005).
Mistrza wspomina prof. Grzegorz Ziółkowski z Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej UAM, autor książek o zmarłym artyście.
Brook jest…
„Grotowski był… Tego zdania dokończyć nie sposób” – tak otworzył Peter Brook wspomnieniowy list, jaki napisał po śmierci swego bliskiego przyjaciela w 1999 roku. Chciałbym rozpocząć swoje krótkie wspomnienie bliskiego mi twórcy od parafrazy tych słów: „Brook był… Tego zdania nie sposób dokończyć”.
Ale nie dlatego (czy może nie tylko dlatego), że Brooka nie da się przyszpilić, uchwycić w jednej formule, gdyż jak pisałem na wstępie monografii jego twórczości ponad dwadzieścia lat temu: „Lista jego wcieleń jest równie długa jak lista metafor, za których pomocą próbowano uchwycić fenomen jego osobowości i istotę twórczej aktywności. Reżyser teatralny i operowy, autor scenariuszy i filmowiec, krytyk baletowy i scenograf, autor książek o teatrze i artystycznych manifestów, kompozytor, pedagog i eksperymentator… Ale także zawołany podróżnik i duchowy przewodnik. Mistrz”. Czy jak krócej (i celniej) ujęła to promotorka jego doktoratu honorowego na UAM, nieoceniona profesor Dobrochna Ratajczakowa w laudacji: „Jest on cały w ruchu i cały z ruchu”.
Nie potrafię dokończyć wspomnianego zdania przede wszystkim dlatego, że forma czasu przeszłego w odniesieniu do Petera Brooka nie przechodzi mi przez gardło. Brook jest. Jest teraźniejszością.
W chwili gdy piszę te słowa, wyłaniają się z zakamarków mojej pamięci fragmenty jego pięknych i mądrych spektakli, pojawiają się – tu i teraz – przebłyski z licznych spotkań z nim, i tych publicznych, i tych prywatnych, podczas których w niezrównany sposób rozwijał swoją myśl w żywym dialogu z rozmówcą. Dźwięczą mi w uszach jego proste, a jakże głębokie słowa, na przykład te, które wypowiedział niedługo po ataku terrorystycznym na World Trade Center w 2001 roku: „Trzeba pokazywać [w teatrze] horror w sposób, który uczyni nas silnymi, odważnymi i afirmującymi życie”, czy też te, którymi dzielił się ze społecznością naszego uniwersytetu podczas laudacji w Małej Auli UAM 6 marca 2005 roku: „jedynym powodem, dla którego zbieramy się razem w teatrze, jest to, że nie chcemy jeść śmieci, którymi karmią nas całymi dniami, ale chcemy rozpoznać, jakiego nowego, dobrego zdrowego pożywienia najbardziej dziś potrzebujemy” (w przekładzie profesor Ewy Guderian-Czaplińskiej, której też – niestety – nie ma już z nami, podobnie jak dwójki recenzentów honorowego doktoratu Brooka, wybitnych ludzi nauki, profesorów Zbigniewa Osińskiego i Józefa Tomasza Pokrzywniaka, oraz ówczesnego dziekana Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej UAM, prof. Antoniego Smuszkiewicza).
Pozostają w mojej pamięci nieszablonowe reakcje Brooka, takie jak ta gdy zamówił najprostszą pizzę w jednej z najdroższych restauracji we Wrocławiu, w której znaleźliśmy się na zaproszenie prezydenta miasta, goszczącego wówczas jego przedstawienie. A także ludzka troskliwość, jaką objawił, gdy podczas przedłużającego się oczekiwania na spóźniającego się tłumacza przed spotkaniem z – bagatela! – tysiącem widzów w Teatrze
Polskim we Wrocławiu, wyczuwając narastające we mnie jako współorganizatorze napięcie, zadał mi do rozwikłania ciekawą łamigłówkę matematyczną, aby odwrócić moją uwagę od tej kłopotliwej sytuacji.
Nade wszystko jednak namacalna jest dla mnie jego intensywna obecność, uwaga, jaką potrafił obdarzyć każdego rozmówcę z osobna, przenikliwość spojrzenia jego wydawałoby się bezdennych oczu. Jakość jego obecności miała coś z energii mistrza sztuk walki – „żelazną pięść” niebywałej wręcz stanowczości, konsekwencji i cierpliwości potrafił spowić „jedwabiem” łagodności i ludzkiego ciepła.
Jego słowa, teatr, obecność prowadzą ku ciszy ożywionej świadomością, ku ciszy ożywionej świadomości. On sam – jest obecny. Tu i teraz. Jest.
Grzegorz Ziółkowski
4 czerwca 2022