Powstanie warszawskie wybuchło 1 sierpnia 1944 roku, w okupowanej przez Niemców stolicy. Pomimo że była to akcja zbrojna przeciw okupantowi nazistowskiemu, politycznie była wymierzona w ZSRR – samodzielne wyzwolenie Warszawy miało wzmocnić pozycję polskiego rządu na arenie międzynarodowej i powstrzymać sowietyzację Polski.
W trakcie dwóch miesięcy zginęło ok. 16 tys. polskich żołnierzy, 20 tys. odniosło rany, a 15 tys. wzięto do niewoli. W wyniku działań armii niemieckiej zginęło także między 150 a 200 tys. cywilnych mieszkańców stolicy.
– Nie ma chyba wydarzenia historycznego, które byłoby poddane tak intensywnemu procesowi upamiętniania jak Powstanie warszawskie – mówi dr Paweł Stachowiak, historyk z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM. – Coroczne uroczystości rocznicowe przypominają nam bohaterów walczącej stolicy i wciąż na nowo włączają ich w sferę społecznej pamięci. Czy nie zapominamy jednak przy tym o losie zwykłych mieszkańców miasta, tych, którzy nie byli żołnierzami AK i ginęli nie w walce, ale mordowani podczas zbiorowych egzekucji i pod gruzami walących się budynków? – zastanawia się dr Stachowiak. – Śmierci tych ludzi nie opromieniała i nie opromienia heroiczna legenda, a było ich przecież tak wielu: na jednego zabitego powstańca przypada ponad dziesięciu cywilów. Zapytajmy samych siebie, ilu z nas wzruszało się książkami Aleksandra Kamińskiego, a ilu przeczytało "Pamiętnik z Powstania warszawskiego" Mirona Białoszewskiego? Odpowiedź pokaże nam, o kim chcemy pamiętać, a kogo zapominamy – komentuje dr Paweł Stachowiak, historyk z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM.