- Wcześniejszy powrót bocianów białych z zimowisk jest konsekwencją ocieplania się klimatu - mówi prof. Jakub Ziemowit Kosicki z Wydziału Biologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jak dodaje naukowiec, część ptaków (nie tylko bocianów) nie odlatuje do „ciepłych krajów”, czyli do krajów wschodniej i południowej Afryki, tylko zimuje w basenie Morza Śródziemnego lub nawet w naszej części Europy. To sprawia, że takie osobniki nie muszą już pokonywać dalekodystansowej wiosennej wędrówki i wcześniej zajmują terytoria lęgowe. Prof. Kosicki podkreśla jednak, że powrót na tereny lęgowe na początku marca nie oznacza, że te ptaki rozpoczęły już okres lęgowy.
Jak mówi prof. Jakub Z. Kosicki, krótkoterminowe konsekwencje wcześniejszego przybycia na tereny lęgowe mogą być dwojakie: - Pary przybywające na lęgowisko wcześniej, trafiają w, nazwijmy to, konkurencyjną próżnię. Innymi słowy, mają dość dużą swobodę w wyborze miejsca lęgowego. W pierwszej kolejności zajmowane są te terytoria, które potencjalnie zapewnią parom lęgowym i potomstwu bezpieczeństwo (dobrze zlokalizowane stabilne gniazdo) i bogatą bazę pokarmową. Zatem, jeśli wcześniej przybywające ptaki zajmą takie terytoria, a pogoda nie ulegnie załamaniu, jest duża szansa, że to właśnie te pary osiągną lepszy efekt reprodukcyjny (będą miały więcej potomstwa) niż ptaki, które musiały pokonać dalekodystansową wędrówkę i przez to przybyły na tereny lęgowe później. To jest wariant optymistyczny. Może się jednak zdarzyć, że nastąpi powrót zimy. Temperatury spadną poniżej 0°C, nastąpią opady śniegu lub marznącego deszczu. Zatem jeśli ptaki przystąpią do lęgów, a temperatury odczuwalne radykalnie się obniżą, to pary lęgowe nie wyprowadzą lęgu. Jak mówią ornitolodzy – osiągną zerowy efekt reprodukcji przy bardzo wysokich kosztach utrzymania się przy życiu. Zatem termin przybycia i rozpoczęcia reprodukcji jest takim ewolucyjnym tańcem na linie, w którym ptaki podejmują decyzje, a ona ma wpływ na ich przeżycie i kondycje ich potomstwa - wyjaśnia prof. Jakub Z. Kosicki.
Naukowiec dodaje, że z punktu widzenia populacji tego gatunku i jej trwania ważniejsze są skutki długoterminowe, które są niestety tylko negatywne. - Z jednej strony może się wydawać, że ptaki, które podczas migracji pokonują krótsze dystanse, będą mniej zmęczone taką wędrówką, będą w lepszej kondycji – po prostu będzie im lepiej. Przyroda jest niestety o wiele bardziej skomplikowana i bardzo brutalna. Cofnijmy się na chwilę do czasów, kiedy klimat nie był tak ciepły, jak teraz. Bociany białe po zakończonych lęgach – mniej więcej w drugiej połowie sierpnia – zbierały się w stada tzw. sejmiki i następnie odlatywały na południe, do krajów Afryki wschodniej i południowej. Na wiosnę rodzice odbywały wędrówkę powrotną (ich potomstwo osiąga dojrzałość płciową w trzecim roku życia i dopiero w tym wieku wraca na tereny lęgowe do Europy). Taki dalekodystansowy przelot tam i z powrotem to był (jest) czas selekcji. Innymi słowy, podczas tej wędrówki przeżyją osobniki zdrowe, w najlepszej kondycji; o najlepszym wyposażeniu genetycznym. Zatem do reprodukcji przystępowały tylko najlepsze samice i samce. To zapewniało gatunkowi genetyczną stabilność. Teraz sytuacja się nieco zmieniła. Ptaki nie muszą pokonywać dalekodystansowych wędrówkę, zatem osobniki w słabszej kondycji mają większą szansę na przeżycie i przekazania do kolejnego pokolenia tych słabszych genów, a to z kolei już jest z punktu widzenia istnienia gatunku dość niepokojącym zjawiskiem. W populacjach gatunku zaczną się bowiem rozprzestrzeniać genotypy o niebezpiecznych dla gatunku cechach np. mniejszej fizycznej wytrzymałości albo z mniej sprawnym układem immunologicznym etc. Zatem długoterminowe konsekwencje dla gatunku mogą być katastrofalne, jeśli dobór naturalny nie będzie „obcinał” w populacji osobników o takich niekorzystnych cechach – przewiduje prof. Kosicki.
Fot. Łukasz Woźny