Data publikacji w serwisie:

Bez końca do końca

– Kieślowski cały czas przyciąga i intryguje, zarówno twórców, jak i zwykłych odbiorców – dowodzi filmoznawca prof. UAM Mikołaj Jazdon z Instytutu Filmu, Mediów i Sztuk Audiowizualnych UAM. Książka, którą napisał razem z Krzysztofem Piesiewiczem: „Kieślowski. Od Bez końca do końca” (2021), zdobyła na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni nagrodę Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w kategorii „książka o tematyce filmowej”.

Opowie pan o swoim spotkaniu z Kieślowskim? Ta historia otwiera nagrodzoną książkę – musiała być dla pana ważna.

– Tak, to istotnie było dla mnie bardzo ważne i niestety jedyne spotkanie z Krzysztofem Kieślowskim. Był luty 1996 roku, w Teatrze Ósmego Dnia odbywał się przegląd jego filmów dokumentalnych. Pisałem wtedy pod opieką prof. Marka Hendrykowskiego pracę magisterską na temat „Personelu” (debiutu fabularnego reżysera) i to od niego dowiedziałem się o przeglądzie. Ucieszyłem się, że będę mógł zobaczyć kilka tytułów, które wówczas były niedostępne, a równocześnie, jeśli tylko nadarzy się okazja, zadać reżyserowi pytania dotyczące interesującego mnie filmu. Wówczas krążyły już pogłoski, że Kieślowski ciężko choruje, że może nie przyjechać. Tak się jednak szczęśliwie złożyło, że przyjechał na to spotkanie z publicznością. Miałem przy sobie kamerę wideo, którą kręciłem filmy w Amatorskim Klubie Filmowym AWA, i udało mi się fragment tego spotkania zarejestrować. Wtedy nie sądziłem, że będzie to coś wyjątkowego, na spotkaniu byli też dziennikarze, którzy nagrywali to wydarzenie. Jak się wkrótce okazało, zapis telewizyjny skasowano, został mój materiał, który po śmierci reżysera nabrał szczególnego znaczenia.

Kieślowski zmarł niedługo później.

– Tak, minęły niecałe trzy tygodnie. Na tym spotkaniu zdążyłem zadać mu pytanie. I Kieślowski bardzo ciekawie na nie zareagował – tłumacząc pewne wybory, przed którymi stoi reżyser, powiedział: „Pan teraz nagrywa to spotkanie, a za chwilę będzie je montował…”. Wtedy nie zakładałem żadnego montażu. Tymczasem po jego śmierci postanowiłem ten materiał wykorzystać: połączyłem zapis wideo ze spotkania z „Ósemek” z wybranymi fragmentami filmów Kieślowskiego i w ten sposób zrealizowałem „Ostatnie spotkanie z Krzysztofem Kieślowskim”. Wkrótce mój – amatorski przecież – film zaczął żyć swoim życiem. Zdobył nagrody na festiwalach filmów amatorskich w Rydzynie i Krakowie, potem pokazano go na przeglądzie filmów Kieślowskiego w Düsseldorfie. Kilka razy zdarzyło się, że wyświetlony był w kinach. Z prof. Markiem Hendrykowskim spisaliśmy rozmowę z Kieślowskim i opublikowaliśmy ją w miesięczniku „Kino”. A potem profesor zaproponował mi napisanie pracy doktorskiej o filmach dokumentalnych reżysera. Dzięki temu zacząłem dla siebie odkrywać Polską Szkołę Dokumentu, jeden z najciekawszych fenomenów kina niefikcjonalnego XX wieku, którym zajmuję się od lat. Wtedy myślałem, że w Polsce badania nad twórczością Kieślowskiego, szczególnie fabularną, będą się dynamicznie rozwijały, ale nie do końca tak się stało. Z biegiem czasu okazywało się, i nadal okazuje, że o Kieślowskim bardzo wiele się pisze, ale głównie za granicą, w Polsce niekoniecznie (nie licząc książek o biografii reżysera).

Jak doszło do pana spotkania z Krzysztofem Piesiewiczem? 

– Propozycja wyszła od Michała Merczyńskiego – ówczesnego dyrektora Narodowego Instytutu Audiowizualnego (NInA). Współpracowałem z nim przy wydawaniu albumów DVD z cyklu „Polska Szkoła Dokumentu”. To on zaproponował, abym spotkał się z Krzysztofem Piesiewiczem. Uznałem, że to rzadka okazja, aby obszernie porozmawiać o jego współpracy z Krzysztofem Kieślowskim (dodam dla jasności, że Krzysztof Piesiewicz był i jest z zawodu prawnikiem). Zrobić coś, czego wcześniej w takim wymiarze nie wykonano.

Cała rozmowa na stronie: https://uniwersyteckie.pl/nauka/prof-uam-mikolaj-jazdon-bez-konca-do-konca