Data publikacji w serwisie:

Czy Putin jest kobietą?

Prof. Zbigniew Szmyt z Wydziału Antropologii i Kulturoznawstwa jest tegorocznym laureatem Nagrody im. Prof. T. Kotarbińskiego za książkę „Zbyt głośna historyczność. Użytkowanie przeszłości w Azji Wewnętrznej”. Z naukowcem rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak.

Dlaczego akurat Wschód? Co sprawiło, że zainteresował się pan tym rejonem świata?

Po pierwsze Instytut Antropologii i Etnologii UAM ma dość długie tradycje badawcze w tym regionie. Mój pierwszy promotor, prof. Zbigniew Jasiewicz, prowadził badania w Uzbekistanie w latach 60. ubiegłego wieku, a w latach 70. razem z prof. Danutą Gawęcką i dr. Markiem Gawęckim w Afganistanie. Były to jedne z pierwszych etnologicznych badań pozaeuropejskich. Jestem tylko częścią tego nurtu naukowego, który od kilku pokoleń kontynuuje prace w tym terenie.

Czym jest postsocjalistyczna gorączka historyczności w Buriacji, Tuwie i Mongolii, o której pan pisze?

Od miesiąca często o tym myślę, bo - jak pamiętamy – wojna w Ukrainie została poprzedzona historiozoficznym wystąpieniem Putina, który poprzez swoją interpretację dziejów legitymizował atak na sąsiednie państwo. Ta historyczność w postsocjalistycznym świecie pełni coraz większą rolę. Upraszczając, możemy powiedzieć, że komunistyczna modernizacja była skierowana ku utopijnej przyszłości. Jej świetlany horyzont był jądrem ideologicznym państwa radzieckiego. I myślę, że to państwo upadło m.in. dlatego, że przestano wierzyć w możliwość realizowania komunizmu. Wielkie narracje, o których pisał np. Zygmunt Bauman, skończyły się w XX w. Ludzie zaczęli się zwracać w kierunku przeszłości, tam szukając wartości, wzorów społecznych, z których mogliby zbudować na nowo społeczeństwa. W latach 90. mieliśmy w Rosji, Mongolii i w północno-wschodnich Chinach zwrot ku tradycji narodowej. To zjawisko czasami nazywa się odrodzeniem etnicznym. W przeszłości premodernistycznej szukano nowych wzorców wspólnotowości. Historyczność jest ważna dla mniejszości narodowych na Syberii, które szukają swoich narracji o świecie, języka, w którym nie byłyby podporządkowanymi, zrusyfikowanymi mniejszościami, ale odzyskałyby swoją sprawczość i podmiotowość. Ta książka w dużym stopniu jest o tym.

Czym różni się podejście do przeszłości ludzi z Azji Wewnętrznej od naszego? Czy są jakieś punkty wspólne, czy jest to całkiem inny sposób myślenia?

Musimy wrócić do sowieckiej modernizacji, która odbywała się w trochę w innym stylu także w Mongolii i w Chinach. Jednym z jej elementów była edukacja historyczna razem z całym pakietem powszechnej i obowiązkowej skolaryzacji. Ludzie na pewno nauczyli się myśleć o przeszłości w sposób zachodni, w ramach dyscypliny, jaką jest historia, ale wciąż przecież funkcjonują rodzime formy przeżywania przeszłości i przekazywania pamięci, które są radykalnie odmienne od uniwersalnej historiografii. Jeśli duchy przodków czy postacie historyczne jak Czyngis Chan mówią przez szamana, to mamy zupełnie inną formę doświadczania historyczności. Jeżeli duchy represjonowanych Buriatów i Mongołów, zabitych w czasach stalinowskich i złożonych w anonimowych mogiłach, domagają się pamięci, nękając swoich potomków plagami i nieszczęściami, to mamy zupełnie inną pracę z pamięcią traumatyczną niż u nas w Instytucie Pamięci Narodowej czy muzeach. Chciałem pokazać tamtejsze oddolne mechanizmy i formy pracy z przeszłością.

Dlaczego syberyjscy buddyści widzą w Putinie kobietę?

Kiedy caryca Elżbieta uznała buddyzm za pełnoprawną religię wśród ludów Syberii, w ramach dyplomatycznego rewanżu buddyści uznali ją za patronkę buddystów. Rozpoznano w niej, a potem w Katarzynie Wielkiej, emanację aktywności kobiecego bóstwa w postaci Białej Tary, matczynej energii. Status ten przechodził na kolejnych rosyjskich władców. Jako że carowie często nie byli kobietami, zaczęło się robić trochę niebinarnie. W czasach postsocjalistycznych Chambo Lama, główny przywódca buddystów w Buriacji, próbował wskrzesić tę tradycję, która zobowiązywałaby rezydentów Rosji do wypełniania funkcji patrona. W okresie prezydentury Miedwiediewa próbowano go rytualnie intronizować jako emanację Białej Tary. Nie zgodził się wziąć udziału w samej ceremonii, ale z szacunkiem odniósł się do tej wskrzeszonej tradycji, dlatego też rosyjskich prezydentów uważa się obecnie za kobiecych bodhisattwów. Jest to jeden z elementów przywracania odniesień do imperialnej tradycji carskiej.

Cała rozmowa na Uniwersyteckie.pl.

fot. Adrian Wykrota