Data publikacji w serwisie:

Ksiądz Kaingba, mój dziadek

- Profesor Bernadetta Darska, literaturoznawczyni i autorka literackiego bloga, recenzję mojej książki zatytułowała  „Świat w pigułce”. Tytuł nieoczywisty, ale trafia w sedno. Nazywa to, na czym najbardziej mi zależało – żeby poprzez historię mojego dziadka pokazać prawie cały XX wiek. Albo odwrotnie – na tle XX wieku opowiedzieć niezwykłe dzieje jednego człowieka. Prof. Ewa Kraskowska pod koniec ubiegłego roku wydała książkę  Ksiądz Kaingba, mój dziadek (Fundacja Terytoria Książki, Gdańsk 2021), w której opowiada swoją rodzinną historię.

Jak długo przygotowywała się Pani do napisania tej książki?

Właściwie nie pamiętam, abym się w ogóle przygotowywała. Od młodości planowałam, że ją kiedyś napiszę, nie wiedziałam tylko, jaki przybierze kształt, myślałam nawet o formie powieściowej. Punktem zwrotnym był rok 2014, kiedy z okazji moich 60. urodzin zorganizowałam zebranie naukowe naszego Zakładu. Spotkaliśmy się w Republice Róż na Placu Kolegiackim i tam zaprezentowałam swój nowy projekt, który nazwałam po prostu „Projekt Kaingba”. Było na tym zebraniu wiele bliskich mi osób: Tomek Pokrzywniak, Wojtek Wielopolski, Balcerzanowie, cały zakładowy zespół. Pokazałam prezentację: kilka podstawowych faktów i archiwalnych zdjęć. Dla niektórych, zwłaszcza młodszych osób było zaskoczeniem, że mam takie „dziwne” pochodzenie. Oczywiście starzy znajomi coś na ten temat wiedzieli, sprowadzało się to jednak do anegdoty biograficznej w stylu: „a wiecie, że Ewa miała dziadka Chińczyka i w dodatku księdza?”.

Krótko po tym spotkaniu zaczęłam porządkować to, co zachowało się w rodzinnym archiwum, między innymi różne papiery po dziadku i całą masę starych zdjęć. Potem pojechałam do Krakowa, do Archiwum Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego á Paulo, gdzie znajduje się teczka personalna Józefa Kaingby. Znalazłam tam kilka dokumentów, które mnie podekscytowały, piszę o tym w książce… A potem złamałam sobie nogę na nartach.

Pechowo.

Nie do końca. Wprawdzie przez trzy miesiące byłam unieruchomiona w domu, ale szybko zorientowałam się, że w bibliotekach cyfrowych znajduje się dużo zdigitalizowanych źródeł dotyczących mojego dziadka, głównie prasowych, z pierwszych dekad XX wieku. Wykorzystałam je później w książce, która dzięki temu zyskała wartość faktograficzną. Przed erą cyfrową nigdy bym do nich nie dotarła.

Odbyła też Pani kilka podróży śladami dziadka.

Niestety tych podróży nie było tyle, ile bym chciała. Na przełomie maja i czerwca 2020 mieliśmy z mężem zaplanowaną podróż na Bukowinę do Wyżnicy. Przełożyliśmy ją ze względu na pandemię. Teraz trwa tam wojna, te okolice niestety dość mocno ucierpiały, pewnie tam już nie pojadę. Natomiast do Chin nigdy nie miałam zamiaru pojechać, w ogóle nie ruszam się poza Europę.

Podróże, które odbyłam śladami dziadka, to oprócz Krakowa Bydgoszcz, Raczkowo koło Skoków, Morawin pod Ostrzeszowem, Siemianice niedaleko Kępna – czyli w zasadzie Wielkopolska. Bo właśnie z Wielkopolską był najbardziej związany.

Fot. Adrian Wykrota