- Moje zainteresowanie Iłłakowiczówną nie wynikało z młodzieńczej lektury, raczej zastanawiałam się, dlaczego poetka, która odebrała niemal wszystkie możliwe nagrody literackie przyznawane w XX wieku – była nieobecna w opracowaniach historycznoliterackich – mówi dr Lucyna Marzec z Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej. Naukowczyni od 2014 roku zajmuje się spuścizną po Kazimierze Iłłakowiczównie. W ramach projektu „Niepiśmienna służąca i jej pani – poetka. Korespondencja Józefy Grabowskiej i Kazimiery Iłłakowiczówny (1939-1955) (IDUB) przygotowuje edycję listów, które znajdują się w Bibliotece Kórnickiej PAN.
Dlaczego badacze literatury przez długie lata nie interesowali się twórczością Iłłakowiczówny?
To prawda, że Iłłakowiczówna przez wiele lat nie mieściła się w polu zainteresowań naukowych polonistów. Gdybym miała szukać przyczyn, to zapewne wynikało to z tradycji barańczakowej. Stanisław Barańczak, jeszcze jako student poznańskiej polonistyki, napisał paszkwilancką recenzję na ostatni tom wierszy poetki „Szeptem”, zarzucając Ille naiwność i przesadny optymizm. Przedstawił w nim argumenty typowe dla stylu interpretacji, który w teorii literatury nazywamy hermeneutyką podejrzeń. Zakłada ona lekturę tekstów w sposób „podejrzliwy”, doszukujący się w nim stłumionych lub ukrytych znaczeń. Iłłakowiczówna była łatwym celem dla takiej lektury, choćby z tego powodu, że wierzyła, że słowo oddaje rzeczywistość, przylega do niej. Obecnie coraz częściej model „podejrzliwej lektury” staje się obiektem podejrzliwości drugiego stopnia. Równolegle twórczość Iłłakowiczówny zaczyna interesować jako znaczące zjawisko w XX wieku. Tylko w ostatnim czasie powstały dwie nowe książki interpretacyjne, kilka szkiców krytycznych, a przede wszystkim popularnonaukowa biografia. Iłłakowiczówna powraca jako poetka, która może i posługiwała się bardziej tradycyjnymi formami ekspresji, ale robiła to w sposób niezwykle oryginalny. Interesująca dla nas, badaczy, jest np. warstwa brzmieniowa jej twórczości: echolalia, glosolalia. Takie środki stylistyczne, które operują nie tylko na języku, ale też na jego brzmieniu i odwołują się do odczuć somatycznych, często bardzo dziecięcych, związanych np. z kołysaniem, tuleniem, nuceniem.
Wiele osób kojarzy ją jako autorkę wierszy dla dzieci. Sama zetknęłam się z nią w szkole podstawowej.
Jej twórczość przez cały XX wiek była obecna w podręcznikach, wypisach szkolnych i antologiach poezji. I rzeczywiście, w archiwum poetki zachowało się sporo listów od czytelników, którzy wspominają właśnie te „szkolne” wiersze, identyfikują z nimi „prawdziwą poezję”. Mam wrażenie, że przez cały ten czas nieobecności na kartach opracowań naukowych, Iłłakowiczówna funkcjonowała w obiegu szkolnym, wśród zwykłych czytelników, gdzie zajmowała i zajmuje ważne miejsce. Widać to również i dziś. W Internecie dostępnych jest wiele jej wierszy. Zwłaszcza muzycy sobie je upodobali, od tych wysoko awangardowych – Karola Szymanowskiego, Witolda Lutosławskiego czy Witolda Szalonka po bardziej popularnych. Ostatnio młoda wokalistka, Natalia Moskal, zaaranżowała muzykę do słów Iłły w stylu pop.
We wspomnieniach Kazimiera Iłłakowiczówna zapisała się jako osoba oschła, trzymająca na dystans. A jaka była naprawdę? Czy listy, które zachowały się w archiwum Kórnickim, potwierdzają taki obraz poetki?
Naprawdę bywała oschła i naprawdę bywała serdeczna. Z archiwum poetki wyłania się złożona osoba, która jednych trzyma na dystans, a wobec innych okazuje ciepło. Iłłakowiczówna utrzymywała wieloletnie zażyłe znajomości. Bardzo dbała o swoje przyjaciółki – bo były to głównie kobiety – miała dla nich czas, pisała listy, dopytywała o ich zdrowie. Za to dla przygodnych osób bywała surowa. Zwłaszcza dla reprezentantów instytucji literatury, a więc wydawców, redaktorów – potrafiła im dopiec.
Cały wywiad na Uniwersyteckie.pl.
fot. Adrian Wykrota