Data publikacji w serwisie:

Maria Królska. Koniec pewnej historii

- Wie pan, trzeba kochać ludzi. Być wrażliwym na drugą osobę i jej potrzeby. Mieć misję. Wtedy człowiek jest szczęśliwy. Ja tego szczęścia zaznałam i jestem wdzięczna władzom UAM za przychylność – mówi Maria Królska, która przez ponad 30 lat prowadziła kultową stołówkę poznańskiego uniwersytetu. Miejsce, w którym – bez przesady – spotykali się wielcy tego świata. Po pandemii wirusa stołówka nie zostanie otwarta. Do Martineum wprowadza się Centrum Szyfrów Enigma.

Zaczęliśmy od ,,kurczaczka i gołąbka’’. U pani Marii (tym razem spotkaliśmy się w Jowicie) inaczej nie można, więc cała rozmowa przebiegała przy akompaniamencie mlasków i westchnień, a między nimi lokowały się anegdoty o naukowcach z UAM, politykach, samorządowcach. Smakach i gustach. W szafie pani Królskiej są opasłe albumy z przyjęć, rautów, spotkań. Są też trzy tomiska serdeczności zawierające wpisy gości zachwyconych smakiem. Są dziesiątki wierszy, esejów, ale i fraszek na cześć i ku czci.

- Dobrze mieć takich ludzi obok siebie. Zatrudniam 30 osób i nie zamierzam mimo trudnej sytuacji nic zmieniać. Jesteśmy jak rodzina. Jesteśmy nią – poprawia się Maria Królska – U mnie pracują tylko zaufani. Nie lubię ludzi chwiejnych. Gustuję, albo w  zimnym, albo w gorącym. Letnie mi nie pasuje.

Maria Królska w 1974 roku po krótkiej pracy w Mostostalu trafiła do Akademii Ekonomicznej. Mając 24 lata prowadziła stołówkę Społem i zdobyła pierwsze miejsce wśród kilkuset innych placówek z Wielkopolski. Jak tylko budynek przy świętym Marcinie opuściła ‘’jedyna i słuszna PZPR’’, a wszedł do niego UAM, szefowa stołówki już w nim była. Zaczęła od rektora Jerzego Fedorowskiego i tak przez lata dokarmiała i władze i studentów i emerytów i świat cały. Jak sama mówi ,,w żywieniu trzeba czuć drugiego człowieka i trzeba tu czegoś więcej niż pieniądze.’’  Jej firma uczestniczyła w wielu konkursach. Głównie dotyczących żywienia zbiorowego. Z rozrzewnieniem wspomina brawa, gdy w czasie ogólnopolskiego konkursu w stolicy, wśród renomowanych restauracji hotelowych wymieniono stołówkę uniwersytecką z Poznania. Dla ludzi to był szok. Przez lata firma obrosła legendą i legendy ją odwiedzały.

Krysia Feldman miała tutaj swój stolik przez 22 lata. Uwielbiała pierogi ruskie. Z kuchnią sobie nie radziła – śmieje się Maria Królska. – Kiedyś opowiadała, że próbowała, ale… Kupiła na targu kurczaka i chciała ugotować mężowi rosół. Było pięknie, dopóki kurczak nie zaczął bulgotać. Potem został smród, którego trudno było się pozbyć. Kurczak nie był wypatroszony.

Z okazji Dni Dramatu do uniwersyteckiej stołówki razem z wspomnianą Krystyną Feldman przyszła Irena Anders w towarzystwie Aleksandra Bardiniego.

- Profesor był swojakiem – opowiada Maria Królska. – Bywał u nas wielokrotnie, więc nie zdziwiłam się, gdy krzyknął do mnie przez cała salę – Szefowa, chodź no szybko! No, ale szybko!

Poszłam. Co było robić. Patrzę a naprzeciw Bardiniego siedzi Irena. Noga na nogę, papierosek nieodłączny. Dziś, nie do pomyślenia. No i profesor spojrzał na mnie i podekscytowany mówi:

- Zobacz szefowa. Sama zobacz. Te nogi Ireny lepsze od kawy.

A trzeba wiedzieć, że kawę mieliśmy zawsze bardzo dobrą.

Cały artykuł dostępny na uniwersyteckie.pl

tekst: Krzysztof Smura

fot. Adrian Wykrota