Data publikacji w serwisie:

Maria Skłodowska-Curie. Wizjonerka

Książki o Marii w jego gabinecie sięgają pod sam sufit, ponad 400 publikacji w kilku językach, plus ta jedna, wyjątkowa, w której sam mierzy się ze wspomnieniami i pomnikową postacią własnej role model. Z prof. UAM Tomaszem Pospiesznym z Wydziału Chemii UAM, autorem książki „Maria Skłodowska-Curie. Zakochana w nauce”, rozmawia Katarzyna Wala.

Podobno wszystko zaczęło się od awarii nieszczelnej instalacji. Wspominam o tym, bo czy zjawisko leaky pipe, które uchodzi za metaforę opisującą niewykorzystany potencjał kobiet w naukach ścisłych, wpisuje się podwójnie w twoją anegdotę?

– Przypadek sprawił, że kiedy byłem uczniem Szkoły Podstawowej nr 33 w Poznaniu, awaria wody w jednym z budynków spowodowała, że przeniesiono nas do pracowni chemicznej. Do dzisiaj pamiętam ten moment, w którym zza drzwi wyłonił się wielki portret kobiety. To była oczywiście Maria Skłodowska-Curie, czego wówczas nie wiedziałem. Obraz zapisał się w mojej pamięci. Byłem spragniony wiedzy na jej temat. Przeglądałem podręczniki do fizyki i chemii i zdziwiło mnie, że w tych podręcznikach jest tylko jedna kobieta, a wzmianki o niej są nieliczne. Później jakimś trafem udało mi się dostać książkę napisaną przez córkę Marii, Ewę Curie. Była to bardziej hagiografia niż biografia, dlatego kolejne opracowania zaczęły stawiać przede mną pytania, na które chciałem poszukać odpowiedzi.

Czego zabrakło ci w tak licznych publikacjach, że postanowiłeś napisać własną?

– Chciałem odtworzyć portret żywej kobiety, takiej, jaką widzimy w naszych matkach, siostrach, żonach. Maria to wybitna uczona, która przez dziesiątki lat była postrzegana jako postać pomnikowa, kobieta z laboratorium, w czarnej sukni, skupiona na nauce, nad którą unoszą się opary historii odkrycia radu i polonu. Kluczem do poznania okazały się źródła, do których dotarłem, i fotografie z albumu rodzinnego Skłodowskich. Tam zobaczyłem zupełnie inną Marię. Młodą, roześmianą dziewczynę podczas wiosłowania łodzią, w wieku dojrzałym, gdy biegnie do Ogrodu Luksemburskiego, żeby spotkać się z dwuletnią wnuczką, Helenką, albo eteryczną, w białej sukience z wpiętą w pasie białą różą. Zresztą ta ostatnia fotografia jest znamienna, bowiem ukazuje przemianę Marii, a biała sukienka wiąże się ze skandalem obyczajowym. Po śmierci męża, Piotra Curie, Maria przez rok pisała „Dziennik żałobny”, który jest zapisem jej cierpienia spowodowanego stratą ukochanego męża i przyjaciela. Dziennik pokazuje, jak trudno było jej poskładać życie na nowo. Przez wiele lat nosiła strój żałobny i dopiero fascynacja utalentowanym fizykiem Paulem Langevinem doprowadziła do przemiany, a „jeśli Maria kogoś kocha, to potrafi za nim iść w ogień”, jak mawiała Marguerite Borel, przyjaciółka Marii. Tak też stało się i tym razem.

Te różne oblicza Marii widoczne są również w jej relacjach rodzinnych. Jak bliscy się do niej zwracali?

– W rodzinie zwracano się do niej „ciotka Maria” lub „Mania”, rodzeństwo mówiło na nią „Anciupecio”, córki używały formy „Mé”. Ona sama podpisywała się w korespondencji prywatnej jako Maria, Mania, MS, M. MSC, ale mimo to dla świata zawsze była Madame Curie.

We Francji jest zwyczaj, że najpierw podaje się nazwisko męża, a potem panieńskie, stąd Maria Curie-Skłodowska; w Polsce jest odwrotnie: Skłodowska-Curie. Sprawę komplikuje fakt, że na dyplomie Nagrody Nobla z 1911 roku widnieje jako Maria Skłodowska-Curie, ale na dyplomie Nobla z 1903 jako Marie Curie. Wiele swoich książek podpisała jako Madame Pierre Curie, czyli Pani Piotrowa Curie – tak tytułowała siebie po śmierci męża.

Warto wspomnieć, że jej drugie imię brzmiało Salomea i pochodziło z języka hebrajskiego. Rodzinna kwerenda wykazała, że Maria nie ma żydowskich przodków. Udało mi się dotrzeć nie tylko do fotografii, które po raz pierwszy zostały upublicznione w mojej książce, ale również do wątków związanych z życiem duchowym Marii.

Cała rozmowa na stronie: https://uniwersyteckie.pl/ludzie-uam/maria-sklodowska-curie-wizjonerka

fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe