Z dr Moniką Bobako, adiunktem w Pracowni Pytań Granicznych UAM w Poznaniu rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak. Książkę dr Bobako “Islamofobia jako technologia władzy. Studium z antropologii politycznej” wyróżniono nagrodą im. Jana Długosza, która nadawana jest za dzieła wnoszące istotny wkład w rozwój nauki i kultury. Publikacja została też nominowana do Nagrody im. Prof. Tadeusza Kotarbińskiego.
Dlaczego boimy się islamu?
Lęk wiąże się z innością, a islam funkcjonuje jako znak tego, czym nie jest kultura europejska i Zachód. Oczywiście po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że to nieprawda. Radykalne przeciwstawienie "świata islamu" i Europy jest w gruncie rzeczy konstruktem, który wbrew pozorom ma dosyć krótką historię. Problemem jest zresztą samo pojęcie "świata islamu", które do jednego worka wrzuca bardzo różniące się społeczeństwa. Punktem wyjścia dla moich analiz islamofobii było zdumienie faktem, jak łatwo bardzo zróżnicowane grupy ludzi redukujemy do kwestii ich przynależności religijnej, jak gdyby był to czynnik jednoznacznie określający ich tożsamości i dążenia. Muzułmanie to przeszło miliard ludzi, mniejszość z nich to Arabowie, którzy jednak stereotypowo traktowani są jako "paradygmatyczni" wyznawcy islamu. W Polsce mamy Tatarów, którzy od stuleci są członkami naszego społeczeństwa, a mimo to opowieść o islamie jako czymś obcym stawia ich po tej drugiej stronie, jako grupę, która dopiero musi zasłużyć na przynależność do polskiej kultury.
Co zrobić, żeby islamofobia nie doprowadziła do tragedii, jak to się stało w przypadku antysemityzmu?
Potrzebny jest sprzeciw wobec wszelkich form ksenofobii i używania jej jako instrumentu politycznego. To między innym oznacza konieczność akcentowania nie inności, ale tego co łączy. Dobrym przykładem takiego działania, w wymiarze lokalnym i praktycznym, jest współpraca poznańskich instytucji kultury z naszą społecznością muzułmańską a także wsparcie, jakie poznaniacy udzielali jej członkom, kiedy stawali się w ostatnich latach celem ataków i nienawiści. Mnie szczególnie interesuje wymiar naukowy. Tutaj wartościowe jest pokazywanie istotnej roli, jaką islam odegrał w rozwoju europejskiej kultury i nauki, przypominanie powiązań między religiami abrahamowymi - chrześcijaństwem, judaizmem a islamem, upowszechnianie rzetelnej wiedzy na temat muzułmańskich społeczeństw a także budowanie instytucjonalnych i międzyludzkich kontaktów z ich członkami. To ostatnie sama staram się robić współpracując od lat z uniwersytetem w Algierii, gdzie prowadzę zajęcia na studiach genderowych.
Jak wyglądała praca nad książką? Co panią zainspirowało?
Kiedy zaczynałam ją pisać islamofobia była w Polsce problemem raczej abstrakcyjnym. Pojawiała się w reakcji na wydarzenia europejskie, ale nie była wehikułem politycznym, jakim stała się w 2015 roku. Bezpośrednią inspiracją był dla mnie artystyczny projekt Joanny Rajkowskiej, która zaproponowała zamianę starego komina na poznańskich Garbarach w minaret. Toczyły się wokół niego gorące debaty, ostatecznie nie został zrealizowany. Zainteresowała mnie wtedy różnorodność argumentów, jakie pojawiały się przeciwko temu projektowi. Z jednej strony mówiono o kulturowym dziedzictwie, religijnej tradycji, tożsamości narodowej, z drugiej - o nowoczesności, prawach kobiet i mniejszości seksualnych, świeckości. Przyglądając się tym dyskusjom miałam poczucie, że wiele osób jest projektem Rajkowskiej zdezorientowanych. Moja praca miała być odpowiedzią na tę dezorientację. Dodatkowym impulsem były kontakty, jakie wtedy nawiązałam ze środowiskiem akademickim z krajów Maghrebu. Dużo mnie one nauczyły a także zainspirowały do tego, aby próbować spojrzeć na Europę i Polskę z pozaeuropejskiej, muzułmańskiej perspektywy.
Jak osoby stamtąd patrzą na europejską islamofobię?
Wiedzą oczywiście, że islamofobia jest częścią europejskiej rzeczywistości. Konfrontacja z nią jest zawsze bolesnym doświadczeniem. To często zaczyna się na lotnisku, kiedy traktowani są z podejrzliwością z powodu arabskiego nazwiska czy "muzułmańskiego" wyglądu. W najbardziej skrajnych przypadkach islamofobia prowadzi do ulicznej przemocy wobec osób kojarzonych z islamem. Na szczęście algierscy studenci, których zapraszałam na UAM nie mieli złych doświadczeń. Byli natomiast nieustannie zdumieni stereotypami, jakie ludzie mieli na ich temat. Na przykład tym, że tak trudno naszym rodakom zrozumieć, że można być Arabką w hidżabie, która jest doktorantką na studiach gender na algierskim uniwersytecie i pisze doktorat na temat praw kobiet. Przy okazji tych spotkań zaobserwowałam ciekawe zjawisko: szok wynikający z braku szoku kulturowego. Osoby, które nie miały wcześniej kontaktu z muzułmanami oczekiwały jakiejś radykalnej egzotyki, inności. Kiedy okazywało się, jak wiele mamy wspólnych tematów, doświadczeń i problemów, wynikających choćby z tego, że wszyscy pracujemy w polu akademickim, były zaszokowane. Tak jakby to, że tak dużo nas łączy było czymś niewiarygodnym.