Data publikacji w serwisie:

Na dziejopisa jaśniejąc urzędzie

Czy stałbym tu przed Państwem dziś, gdyby nie jeden, jedyny dzień prawie 50 lat temu? – pytał prof. Witold Molik, historyk XIX w., na obchodach 70–lecia swoich urodzin i odejścia na emeryturę.

Z braku innych miejsc na uczelni dla wybitnego studenta, Witold Molik trafił do nowo wówczas utworzonego Zakładu Historii Polski Ludowej. Pokonując swój brak zainteresowania tematem zaczął przygotowywać tam bibliografię do historii PRL. Jednak wkrótce – i to był właśnie ten przełomowy dzień, 17 września 1972 roku – doc. Stanisław Kubiak, tym zakładem kierujący, wezwał go i  oznajmił, że uczelniana POP (Podstawowa Organizacja Partyjna) nie zgadza się na to zatrudnienie, gdyż… świeżo upieczony magister jest wojującym katolikiem. Wojującym? – zdziwił się młody historyk. Tak, doniesiono, że ojciec pana prowadził pod rękę proboszcza w procesji na Boże Ciało – brzmiała odpowiedź. Strapionego utratą możliwości pracy na uczelni (choć i  trochę zadowolonego, że nie musi już męczyć się niemiłą mu tematyką) Witolda Molika spotkał na schodach prof. Jakóbczyk, opiekun jego pracy magisterskiej i dowiedziawszy się, co zaszło, poruszył niebo i ziemię, aby zatrudnić go w Zakładzie Historii Polski XIX i XX w. Tak właśnie prof. Molik został „dziewiętnastowiecznikiem”. I w tej właśnie dziedzinie stał się niekwestionowanym autorytetem naukowym, nie tylko w kraju. – Dlatego osobie, która wówczas na mnie doniosła, jestem dozgonnie wdzięczny – stwierdził prof. Molik.

Od Działyńskich do inteligencji

Urodził się w Bninie, w 1949 roku. W kórnickim liceum, w cieniu zamku kórnickiego (także dzięki nauczycielce Leokadii Langner – jak z wdzięcznością wspominał na jubileuszu) zrodziło się jego zainteresowanie XIX wiekiem, zwłaszcza w Wielkopolsce, któremu pozostał wierny przez całe naukowe życie. Rozpoczęło się ono wcześnie, bo już praca magisterska o Janie Działyńskim, niesprawiedliwie pozostającym w  cieniu swego ojca Tytusa, ukazała się drukiem. Drugim jego mistrzem, po prof. Jakóbczyku, był prof. Lech Trzeciakowski (to po nich przejął później kierowanie Zakładem Historii Polski XIX i XX wieku) i  pod jego kierunkiem powstała praca o  inteligencji w Wielkopolsce, obalająca pokutujący mit o tym, że Wielkopolska takiej warstwy… nie miała. Z tą tematyką prof. Trzeciakowski wprowadził go do PAN–owskiej grupy wybitnych uczonych zajmujących się badaniem inteligencji. Od tego tematu był już tylko krok do badań nad dziejami ziemiaństwa wielkopolskiego. Miała to być habilitacja, lecz z  różnych względów tematem pracy habilitacyjnej stali się Polacy na niemieckich uniwersytetach. Książka” Życie codzienne ziemiaństwa” ukazała się dopiero w 1999 roku.

Artykuł dostępny na uniwersyteckie.pl

Tekst: Maria Rybicka

Fot. Adrian Wykrota