- Tylko nie rozmawiajmy o seplenieniu. Ludziom często wydaje się, że skoro jestem logopedą, to zajmuję się wadami wymowy. To szczyt góry lodowej rodzaj wady artykulacyjnej, którą bardzo często nie mam szansy się zająć, ponieważ moi podopieczni na początku terapii w większości są niemi i w ich wypadku walczymy o każde słowo.
Prof. UAM Małgorzata Rutkiewicz-Hanczewska, jest językoznawcą i kierownikiem specjalności logopedycznej na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej UAM oraz neurologopedą w Klinice Neurologii i Chorób Naczyniowych Układu Nerwowego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Jest też terapeutką, a w opinii rodziców „ostatnią deską ratunku”. To u niej pomoc otrzymują dzieci z najpoważniejszymi zaburzeniami językowymi.
Czy każde dziecko będzie mówić?
Każdy człowiek dąży do tego, aby uzewnętrznić, co mu w duszy gra, choć, aby to zrozumieć, musimy odróżnić funkcje językowe od funkcji komunikacyjnych. W Poznańskim Centrum Superkomputerowo-Sieciowym przeprowadzono bardzo ciekawy eksperyment z udziałem dzieci autystycznych. Badania prowadził Waldemar Jęśko z Politechniki Poznańskiej. Naukowcy próbowali „nauczyć” sztuczną inteligencję rozpoznawania wokalizacji u dzieci niemówiących, autystycznych. Dzieci z autyzmem, chociaż nie mówią, to komunikują, czyli sygnalizują swoje potrzeby. Poprzez wokalizację oznajmiają, że „jest im zimno”, „chce im się pić”, itd. Czyli mają swój „język”, problem w tym, że my go nie rozumiemy. Każdy dąży do tego, aby komunikować się, a jeśli tego nie robi, to znaczy, że jego układ nerwowy działa nieprawidłowo.
I wtedy wkracza pani. Jak często w gabinecie styka się pani z takimi dziećmi?
Często. Zwykle diagnozujemy prosty opóźniony rozwój mowy, nazywany też samoistnym opóźnionym rozwojem mowy. Dotyka on dzieci w okolicach 3. roku życia. Przy odrobinie zaangażowania ze strony rodziców i naszym wsparciu - myślę tu o logopedach - te dzieci mniej więcej do 4-5 roku życia są w stanie dogonić swoich rówieśników. Aby nie było tak różowo, rodzicom w takiej sytuacji mówimy: dziecko rozwinęło mowę, ale znajduje się w grupie ryzyka i jest zagrożone dysleksją. Mamy też drugą grupę dzieci z deficytem, który nazywamy złożonym opóźnionym rozwojem mowy, tj. niesamoistnym opóźnionym rozwojem mowy. To właśnie słynna afazja rozwojowa. Niestety, w odniesieniu do tej grupy zaburzeń mamy wielki bałagan terminologiczny, w którym często gubią się zarówno rodzice, jak i sami logopedzi. Jedni nazywają to zjawisko alalią, inni afazją dziecięcą, afazją rozwojową. Na domiar dochodzi jeszcze najnowszy termin - SLI (Specific Language Impairment) - specyficzne zaburzenie językowe. W zależności od tego, jaką dyscyplinę reprezentuje badacz, w użyciu są różne wymienione nazwy. W literaturze naukowej pojawiło się ostatnio kolejne określenie - DLD (Developmental Language Disorder) czyli rozwojowe zaburzenie językowe. DLD jest pojęciem szerszym niż SLI, bo obejmuje nie tylko czystą afazję, ale również zaburzenia językowe współtowarzyszące takim biomedycznym jednostkom jak np. zespół Downa czy spektrum autyzmu.
Cały artykuł na Uniwersyteckie.pl.
tekst: Magdalena Ziółek
fot. Adrian Wykrota