Data publikacji w serwisie:

Poszerzanie pola wolności

Etnologia obchodząca stulecie obecności na Uniwersytecie to stoi w obliczu utraty nazwy i pozycji. O jubileuszu, sytuacji etnologów i antropologów kulturowych z prof. Waldemarem Kuligowskim rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak.

Przeczytałam w Wikipedii, że jest pan “w środowisku akademickim znany z nietypowych, często kontrowersyjnych poglądów”. Płynie pan pod prąd?

Kiedyś bardzo mi się to podobało i było moją dewizą. Ale dzisiaj? – prądów i przeciwprądów jest bardzo dużo. Sama etnologia jest z definicji dyscypliną trochę kontrowersyjną, bo pyta o to, co na pozór wydaje się zwyczajne, zagląda pod podszewkę zdarzeń, pokazując gigantyczne pokłady niewiedzy na temat naszej kultury. Nie wiemy np. skąd się wzięły czerwone podwiązki, które noszą maturzystki. Proste pytanie, a nie potrafimy na nie odpowiedzieć.

W tym roku ta „trochę kontrowersyjna” etnologia zniknęła z listy dyscyplin naukowych. Na konferencji otwierającej obchody 100-lecia etnologii na UAM padły słowa: “przeżyliśmy Stalina, przeżyjemy i Gowina”. Jest aż tak źle?

Kiedy rok temu zabieraliśmy się za organizację jubileuszu myśleliśmy, że to będzie wielkie święto. Potem weszła reforma, która nas zmroziła. Mówi się, że została oparta na standardach OECD, ale tak nie jest, bo tam funkcjonujemy jako osobna, autonomiczna dyscyplina. Mocą nowej reformy zostaliśmy wchłonięci do nowotworu pod nazwą nauki o kulturze i religii (nokir). Najbardziej ubodła nas bezsilność. Wskazywaliśmy istotność naszej dyscypliny, wielokrotnie prosząc o spotkania z ministrem. Z całego świata przysyłano wyrazy poparcia i pytania o powody marginalizacji naszej dyscypliny. Wszystko pozostało bez odpowiedzi. Mówi się, że konstytucja dla nauki była przeprowadzona zgodnie z regułami konsultacji społecznych. Otóż nie była.

Cały artykuł dostępny na Uniwersyteckie.pl

fot. Adrian Wykrota