Data publikacji w serwisie:

Prof. Violetta Patroniak. Uczę się od młodych

- Bardzo dużo zawdzięczam prof. Lehnowi, którego uważam za wirtuoza chemii i mojego naukowego guru. Nauczył mnie nie tylko chemii, ale też tego, że noblista, człowiek genialny, może czegoś nie wiedzieć. Zamiast udzielać złych odpowiedzi, lepiej powiedzieć: nie wiem, albo poczekaj, poszukam. Człowiek uczy się całe życie - mówi prof. Violettą Patroniak, kierownik Zakładu Chemii Bionieorganicznej na Wydziale Chemii UAM w rozmowie z Ewą Konarzewską-Michalak.

Trudno panią profesor złapać. W lipcu współorganizowała pani Francusko-Polski Kongres Chemii w Paryżu, wyjeżdżała do Petersburga, potem na UAM przyjechali naukowcy z Włoch. Rozwinęła pani szeroką współpracę międzynarodową. Jak się to wszystko zaczęło?

Przez przypadek, jak w życiu. Prof. Wanda Radecka-Paryzek w 1998 roku wysłała mnie i dr Emilię Luks na konferencję do Pardubic. Tam poznałam profesora Paolo Finocchiaro z Uniwersytetu w Katanii, który zaprosił mnie na staż podoktorski. U niego miałam otrzymywać kompleksy lantanowców ze związkami fosforowymi, ale niestety nic mi nie wychodziło. Byłam załamana i zdesperowana. Staż trwał tylko trzy miesiące, wiedziałam, że nie zdążę przeprowadzić zaplanowanych badań. Nagle 10 maja 1999 roku dowiedziałam się, że w Katanii odbędzie się wykład noblisty prof. Jeana-Marie Lehna, a że od dawna marzyłam, by pojechać właśnie do niego na staż i móc rozwijać swoje horyzonty naukowe, z ciekawością podszytą niepojętym szczęściem poszłam na to spotkanie. Następnego dnia okazało się, że  osobiście można porozmawiać z profesorem. Pędem pobiegłam tam, gdzie przyjmował swoich rozmówców, ale na miejscu okazało się, że lista chętnych jest już zamknięta. Ja jednak powiedziałam, że nie wyjdę, dopóki nie zamienię z profesorem choć paru słów. Dostałam się jako ostatnia na zaledwie 5 minut. Miałam ze sobą kilka swoich publikacji i zapytałam wprost: wiem, że to niegrzeczne, ale jest pan moim naukowym idolem, czy mogę przyjechać do pana na staż? Profesor zaczął się śmiać, zgodził się i od razu spytał, kiedy chcę przyjechać. Powiedziałam, że nie wiem, bo nie mam jeszcze pieniędzy na postdoca. Poradził mi, gdzie je znaleźć i obiecał przysłać list zapraszający. Wyszłam ze spotkania wzruszona, popłakałam się ze szczęścia, natychmiast zadzwoniłam do mamy. Postanowiłam, że spod ziemi wyciągnę te pieniądze, nawet jeśli miałabym wejść w układ z włoską mafią. Dwa lata później dostałam stypendium NATO i pojechałam do Strasburga.

Całą rozmowę można przeczytać na Uniwersyteckie.pl

tekst: Ewa Konarzewska-Michalak