Data publikacji w serwisie:

Zawód: ekolog

Dr hab. Michał Bogdziewicz przez długi czas nie utożsamiał się z określeniem „ekolog” – zwłaszcza w języku polskim obarczone jest ono skojarzeniami, których nie lubi. Jako naukowiec zajmujący się ekologią lasu, w szczególności zaś ewolucją lat nasiennych, problemy te widzi dużo szerzej. To się jednak zmieniło. Dzisiaj jako obiecujący naukowiec młodego pokolenia, biolog z wykształcenia i ekolog z zamiłowania – o zagrożeniach związanych ze zmianami klimatu postanowił mówić pełnym głosem. Z naukowcem rozmawia Magdalena Ziółek.

Jeździ pan rowerem?

Moja żona jeździ.

Pytam, bo po wpisaniu pana nazwiska w wyszukiwarkę, jako pierwszy pojawia się kolarz: Michał Bogdziewicz – rodzina?

Nie, chociaż zdarza mi się otrzymywać maile adresowane do tego drugiego Bogdziewicza z prośbą o pomoc w ustawieniu treningów czy diety…

Jestem pewna, że Nagroda Naukowa Miasta Poznania, którą właśnie pan odebrał, poprawi pańskie pozycjonowanie w wyszukiwarce. Zostańmy jeszcze na chwilę przy sporcie: co robi dr hab. Michał Bogdziewicz, kiedy nie pracuje nad publikacjami?

Mam dwuletniego synka, zatem moja pozanaukowa aktywność jest mocno ograniczona. Głównie poznaję świat oczami dwulatka. Czasem udaje mi się coś przeczytać. Przed narodzinami dziecka czytywałem bardzo dużo, uprawiałem też kilka dyscyplin sportowych. Teraz głównie biegam, bo to nie wymaga planowania, wystarczy wziąć buty i pójść nad Wartę. Reasumując, z aktywności pozanaukowych mogę wymienić: sporadyczne czytanie, nieco częstsze bieganie i opiekę nad synkiem.

A co pan czyta?

Tu będzie zaskoczenie… fantastykę naukową, z przedziału hardcore, czyli naukowe wizje przyszłości, oparte na najnowszych badaniach biologów, fizyków, astronomów. Ostatnio przeczytałem świetną książkę Rafała Kosika „Różaniec”. Powiem tylko tyle, że jest to opowieść o tym, jak nanobiologia może zapędzić nas w kozi róg. Akcja wolno się rozkręca, ale pod koniec trzyma w napięciu jak najlepszy thriller. Natomiast moją ulubioną książką jest „Ślepowidzenie” Petera Wattsa.  To ją najczęściej polecam znajomym. Watts, z wykształcenia biolog, napisał o tym, jak mogą wyglądać w niedalekiej przyszłości podróże w kosmos. Znajomi, którym poleciłem „Ślepowidzenie”, podzielili się na dwie grupy. Jedni mówią: „człowieku, co ty mi dałeś – książkę o wampirach w kosmosie?”. Druga grupa relacjonuje tak: „jak zacząłem czytać ją rano, to wziąłem wolne, bo musiałem doczytać do końca”. To zależy, kto co lubi. Mnie rozważania na skraju filozofii i nauki nie nudzą.

We wcześniejszej naszej rozmowie wspominał pan publikację, która ukształtowała pana jako naukowca. Czy nadal jest na liście polecanych studentom? 

To prawda, mogę to powtórzyć. Naukowo jestem w tym miejscu, w którym jestem, właśnie dzięki publikacji „The  evolutionary  ecology  of  mast seeding” Dava Kellego. Artykuł ukazał się w 1994 roku w „Trends in Ecology and Evolution” i do dziś – mimo upływu czasu - inspiruje do pracy kolejne pokolenia biologów. Hipotezy na temat ewolucji i ekologii lat nasiennych postawione w tej pracy wyznaczyły w pewnym stopniu kierunki badań na kolejnych 30 lat. Każda praca, która powstała później, w jakimś stopniu odnosi się do przemyśleń Kellego. Dodatkowo ten artykuł to mój niedościgniony wzór pisania prac naukowych. Dlatego polecam go studentom. Kiedy czytałem go po raz pierwszy, mój próg wejścia w tematykę był prawie zerowy, nie miałem pojęcia o tym wszystkim, o czym on pisał. Tymczasem nawet dla laika było to na tyle zrozumiałe, inspirujące, że postanowiłem pójść tą drogą. Dava Kellego udało mi się poznać na jednej z konferencji ekologicznych i od kilku lat współpracujemy. Mam nawet to szczęście, że napisaliśmy wspólnie kilka publikacji.  Wiele się od niego nauczyłem.

Cała rozmowa dostępna na Uniwersyteckie.pl.

fot. Adrian Wykrota