Data publikacji w serwisie:

"Anne z Zielonych Szczytów" - komentarz prof. Elizy Karmińskiej

Sprawę nowego przekładu "Anne z Zielonych Szczytów" ("Ani z Zielonego Wzgórza") komentuje prof. Eliza Karmińska z Wydziału Neofilologii UAM. Naukowczyni nie tylko sama jest tłumaczem (m.in. "Baśni Braci Grimm"), ale również uczy tłumaczenia.

"Z pewnością znacie Państwo pojęcie „serii translatorskiej” – to zbiór przekładów jednego dzieła oryginalnego, bo do samej istoty tłumaczenia należy jego otwartość na inne wersje i interpretacje. Każdy przekład literacki jest początkiem serii translatorskiej, w ramach której współistnieć mogą różne ujęcia tego samego oryginału. „Współistnieć”, czyli funkcjonować na równych prawach bez ambicji anihilowania innych tłumaczeń. A zatem nowy przekład „Anne of Green Gables” nie niszczy przekładów wcześniejszych, ani nie skutkuje ustawowym zakazem ich czytania. Każdy ma prawo czytać wybraną przez siebie wersję. Tłumaczka Anna Bańkowska nie zniszczy nikomu dzieciństwa, to naukowo dowiedziony fakt.

W obliczu burzliwych dyskusji, które toczą się obecnie wokół nowego przekładu powieści Montgomery, warto odnieść się do przekładoznawstwa, czyli dziedziny humanistyki poświęconej zagadnieniom przekładu. W ramach teorii przekładu już dość dawno wyznaczono warunki konieczne dla zaistnienia konstruktywnej krytyki przekładu. Albowiem o jakości przekładu wyrokować możemy wyłącznie w oparciu o wnikliwą lekturę oryginału. Bez wiedzy o dziele oryginalnym niewiele możemy powiedzieć o zasadności decyzji tłumaczy i przyjętych przez nich strategii translatorskich. Niewiele też możemy powiedzieć o danym przekładzie, jeśli go jeszcze nie przeczytaliśmy, a taki jest obecnie stan rzeczy, gdyż premiera „Anne z Zielonych Szczytów” nadal przed nami.

Przyznam, że zaskoczyła mnie skala oburzenia, jakie przetacza się obecnie przez polski Internet. Nie wiem, dlaczego akurat przekład „Ani” wywołał takie emocje, często formułowane w sposób po prostu niegrzeczny, by nie powiedzieć: obelżywy, wobec osoby i dokonań tłumaczki. Tymczasem warto wiedzieć, że starsze przekłady są obarczone błędami, przeinaczeniami czy cenzurą. Dzieje przekładu literackiego to także dzieje manipulacji tekstem i czytelnikami. Każde tłumaczenie, które uwalnia tekst od takich zafałszowań, jest wyrazem szacunku dla czytelnika, bo będzie miał on szansę czytać tekst na podobnych zasadach, jak robił to czytelnik oryginału.

I uwaga osobista. Sama zaczytywałam się we wczesnej młodości serią o Ani, ale gdy znowu sięgnęłam po tekst pierwszej powieści (moje dziecko „przerabiało” to jako lekturę szkolną), miałam bardzo mieszane uczucia. Miałam wrażenie, że tekst mocno się zestarzał i w wielu miejscach jest po prostu niestrawny. Dlatego cieszę się na nową wersję tej książki – także dlatego, że jej autorką jest tłumaczka, którą cenię i do której mam zaufanie. Jestem ciekawa, jak ona przeczytała „Anne of Green Gables” i co dla niej w tym tekście jest istotne.

Na koniec anegdota. W powieści Dickensa pt. „David Copperfield” jeden z bohaterów namawia drugiego, by ten trochę się rozerwał grając w „skittles” (kręgle): “If you was to take to skittles you might find it divert your mind”. Jak brzmi polskie tłumaczenie z 1889 roku? Otóż: “Może by pan co zjadł? Taki zrazik na przykład? Zdrowe to, strawne i rozerwałoby myśli”.
Z powodu tego zrazika świętuję każdy nowy przekład klasyki!"

fot. Thomas Koch

Kontakt

Agnieszka Książkiewicz

4048