Data publikacji w serwisie:

Prof. Ewa Rajewska. Wierni, piękni, (nie)widzialni

Profesor UAM Ewa Rajewska – przekładoznawczyni, tłumaczka literacka z języka angielskiego, redaktorka naukowa przekładów z dziedziny humanistyki, kierowniczka specjalności przekładowej w Instytucie Filologii Polskiej. Jako przewodnicząca zarządu Oddziału Zachodniego Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury współorganizuje cykl poznańskich spotkań z tłumaczami „Wierni, piękni, niewidzialni”, który w tym roku, po raz trzeci, uzyskał finansowanie z budżetu miasta. Zapraszamy do lektury wywiadu przeprowadzonego z Panią Profesor na łamach Życia Uniwersyteckiego.

„Wierni, piękni, niewidzialni” – to o tłumaczach, jak rozumiem.

– To przewrotnie o tłumaczach i tłumaczkach! Wspólnie z koleżankami i kolegami ze Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury wymyśliliśmy to hasło niejako w odpowiedzi na XVII-wieczny bardzo seksistowski bon mot „les belles infidèles” (piękne, niewierne). Jego autorem jest Gilles Ménage, który uważał, że przekłady są jak kobiety: wierne, lecz nie piękne, albo piękne i niewierne.

Współcześnie tłumacze bardzo się od takiego myślenia odcinają. Jednak w tytule naszych spotkań pozostał aluzyjny ślad, aby zamanifestować, że my, tłumacze, jesteśmy, oczywiście, i wierni, i piękni. A „niewidzialni” to też aluzja do słynnej książki translatologicznej z połowy lat 90. Lawrence’a Venutiego „The translator's invisibility”, który – nie jako pierwszy zresztą – zauważył, że tłumaczom należy przywrócić widzialność. Podsumowując: w jednym haśle mamy trzy człony, które dotyczą historii myśli przekładoznawczej.

Zatem, jak rozumiem, „piękny” przekład to taki, który jest wierny oryginałowi?

– Niełatwe pytanie. Przez stulecia tak właśnie myślano, a odium za wszelkie „niewierności” czy „nieścisłości” spadało na tłumacza. To była jego wina: „tłumacz zdrajca” – to kolejny bon mot, który zapisał się w historii. Od dawna już tak nie myślimy. Zresztą ta sugestia „wierności” miała w kolejnych stuleciach swoje rozmaite odsłony. Jako tłumaczka literacka przykładam dużą wagę do tego, aby mój przekład był adekwatny. „Wierny” to chyba za mocne i nieco archaiczne słowo. Staram się, żeby był właśnie „rzetelny”. Natomiast jako badaczka przekładu najchętniej analizuję tłumaczenia wolne, które z oryginału obcojęzycznego wyciągają inspiracje i przekształcają tekst, w pewnym sensie przepisując go na nowo, wchodzą w nim w dialog. Nierzadko dzieje się tak w tłumaczeniach poezji. Lubię takie literackie covery.

A jaki wpływ na to, czy tekst będzie „piękny”, czy jak pani woli „adekwatny”, ma tzw. ucho tłumacza?

– Ucho to oczywiście metafora. Profesor Magda Heydel, znakomita przekładoznawczyni i filolożka, uważa – a ja w pełni podzielam ten pogląd – że dobry tłumacz to ten, który słyszy głosy. Nie musi czytać głośno tekstu, aby usłyszeć, jak on się układa, jakie są w nim kadencje i antykadencje, jak brzmią dialogi. Dla mnie przekład jest uwiecznionym zapisem bardzo wnikliwej i precyzyjnej lektury. Tłumacz niejako unieruchamia ją w czasie i dlatego tak ciekawe jest wracanie po latach do przekładów, zresztą podobnie jak inspirujące mogą być powroty do książek.

Czytaj dalej na Uniwersyteckie.pl: Prof. Ewa Rajewska. Wierni, piękni, (nie)widzialni

fot. Łukasz Gdak