Z prof. UAM Michałem Klichowskim o naukowym bestsellerze, jakim stała się książka „Efekt neuro”, wydana przez Wydawnictwo Naukowe UAM, na łamach Życia Uniwersyteckiego rozmawia prof. Roman Leppert, założyciel Wirtualnego Uniwersytetu Pedagogicznego i prowadzący realizowane w jego ramach spotkania o nazwie „Akademickie Zacisze”.
W zakończeniu swojej książki odwołujesz się do Margaret Atwood, która opisuje proces powstawania książki w trzech fazach. Pierwsza z nich to wyruszenie w odległą podróż. Ty również wyruszyłeś w taką podróż. Ciekawi mnie, co skłoniło cię do opuszczenia bezpiecznej przestrzeni pedagogiki i zainteresowania się neuronauką.
– Podoba mi się, że zaczynamy rozmowę od końca książki. Gdy pisałem książkę, a trwało to ponad rok, miałem krótką przerwę i nie chciałem wtedy czytać prac naukowych. Sięgnąłem po wykłady Atwood o byciu pisarzem powieści. Opisana przez nią idea wydała mi się interesującą metaforą także pisarstwa naukowego. Moja książka jest opisem wydarzeń z ośmiu lat podróży po świecie neuronauki, ukazującym przemiany w myśleniu o nauce, jakie zachodzą w naukowcu, gdy staje się emigrantem – zamieszkuje przestrzenie innej dyscypliny. Jednak to nie tak, że neuronauka stała się dla mnie alternatywną naukową krainą. Od początku mojej pracy naukowej interesowały mnie neuronalne podstawy uczenia się i poszukiwałem ciekawych technologii mogących wspomagać mechanizmy tego procesu. Z czasem zainteresowałem się neurotechnologiami i ich pedagogicznymi zastosowaniami. Szczególnie ciekawił mnie edukacyjny potencjał nieinwazyjnych technik stymulacji mózgu. Dlatego bardzo zależało mi na współpracy z prof. Grzegorzem Króliczakiem, który stworzył na UAM unikatowe laboratorium wyposażone w najnowocześniejszy aparat służący do przezczaszkowej stymulacji mózgu polem magnetycznym. Pamiętam, że po powrocie ze stażu podoktorskiego w Portugalii, dokładnie w dniu moich imienin, spotkałem się z prof. Króliczakiem i zapytałem, czy mogę choćby poobserwować, jak prowadzi z zespołem badania laboratoryjne. Rok później współpracowaliśmy już na co dzień, pisaliśmy pierwszy wspólny artykuł, a ja zacząłem podróżować po europejskich neurolaboratoriach i uczestniczyć w międzynarodowych interdyscyplinarnych projektach powiązanych z badaniami mózgu.
Myślę, że to dobry moment, aby wyjaśnić czytelnikom, co kryje się za tytułowym „efektem neuro”.
– Koncepcja książki kiełkowała przez kilka lat. Nigdy wcześniej nie pracowałem koncepcyjnie nad żadną publikacją czy projektem tak długo. Początkowo książka miała dotyczyć wspomagania uczenia się neurotechnologiami ze szczególnym uwzględnieniem techniki nieinwazyjnej stymulacji mózgu polem magnetycznym i prądem stałym. Innymi słowy, książka miała odnosić się do pedagogicznego wymiaru rozwoju aparatury wykorzystywanej w laboratoriach neuronauki. Jednak podróże po neurolaboratoriach, studiowanie neuronauki i prowadzenie neurobadań coraz bardziej skłaniały mnie do zmiany planu. Obserwowałem niejako od środka, jak neuronauka tworzy pewien wyjątkowy społeczno-kulturowy klimat, który przypomina proces uwodzenia. Zagadnienia związane – mniej lub bardziej – z mózgiem, mimo że nie zawsze mają dużą wartość merytoryczną, stają się wyjątkowo atrakcyjne. W mediach często używa się obrazów przedstawiających mózg, by przyciągnąć uwagę, zachęcić do czegoś czy do czegoś przekonać. Podobnie w nauce, gdzie wątki związane z funkcjonowaniem mózgu nadają publikacjom większą wagę, nawet jeśli sama publikacja nie jest ściśle wpisana w pola problemowe neuronauki. Neuro uwodzi. I to właśnie nazwałem efektem neuro. Opisując tego typu zjawiska, skupiam się w książce głównie na pedagogice i na tym, jak bardzo efekt neuro jej dotyczy.
Czytaj dalej na Uniwersyteckie.pl: Prof. Michał Klichowski. Efekt neuro
fot. Adrian Wykrota