Data publikacji w serwisie:

Prof. Witold Mazurczak. Od Karaibów po Uniwersytet Otwarty

Z prof. UAM Witoldem Mazurczakiem z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa, obchodzącym jubileusz 50-lecia pracy, na łamach Życia Uniwersyteckiego rozmawia Dariusz Nowaczyk.

Kończył pan Wydział Filozoficzno-Historyczny UAM, ale zaraz potem znalazł się pan w Instytucie Nauk Politycznych. Zmiana zainteresowań czy wpływ sytuacji zewnętrznej?

– Pracę magisterską pisałem z historii najnowszej u prof. Janusza Pajewskiego na temat stosunków polsko-angielskich w dobie Locarno. Recenzentem był prof. Antoni Czubiński. Po zakończeniu stażu w INP zaproponował mi, abym prowadził ćwiczenia do jego wykładów z historii Polski i powszechnej XIX i XX wieku. Dla mnie – przedmiot marzenie. Pozwolono mi też kontynuować moje badania historyczne. Pracę doktorską, pod opieką prof. Pajewskiego, pisałem z historii Karaibów, a dokładniej o brytyjskich koloniach w rejonie Morza Karaibskiego po drugiej wojnie światowej i dziejach Federacji Indii Zachodnich.

W tamtym czasie instytuty nauk politycznych były pod specjalnym nadzorem władzy…

– To się dawało odczuć. Nie tyle wśród koleżanek i kolegów, choć oczywiście bywało różnie, część z nich była nawet aktywnie zaangażowana w życie partyjne. Jednak jeśli chodzi o pracę naukową, to przynajmniej mnie nikt się nie wtrącał. Niemniej praca na temat najnowszej historii Polski w ogóle nie wchodziła w grę, bo zdawałem sobie sprawę, iż ograniczenia cenzuralne powodują, że to, co napiszę, albo się nie ukaże, albo ingerencje cenzury będą tak duże, że uniemożliwią mi pisanie. Wybrałem historię powszechną i od badania stosunków polsko-angielskich wylądowałem na Karaibach. Inna rzecz, że gdy napisałem książkę o Małych Antylach, to cenzura też mi się wtrącała.

Skąd zainteresowanie historią okresu kolonialnego i postkolonialnego?

– Na początku była Wielka Brytania. Mógłbym zacząć od domu rodzinnego. Mój ojciec był konstruktorem lokomotyw. Jego dzieło to elektrowóz EU-07, który w dużej mierze oparty był na licencji Leylanda i English Electric, a więc często musiał jeździć do Wielkiej Brytanii. Przywoził stamtąd gazety, książki, zabawki – to był dla mnie powiew innego świata (a były to lata sześćdziesiąte), za którym poszło zafascynowanie Anglią. Po raz pierwszy pojechałem do Anglii w 1974 roku. Ostatecznie wybrałem Imperium Brytyjskie i Karaiby. To, co najbardziej mnie tam ciągnęło, to egzotyka. Wielka Brytania miała w tym regionie małe kolonie, dzisiaj są to maleńkie państwa, liczące nieraz po kilkanaście tysięcy mieszkańców. Zainteresowałem się, jak mogą funkcjonować w stosunkach międzynarodowych. Potem przerzuciłem moje zainteresowania na Pacyfik i parę artykułów napisałem o tamtejszych mikropaństwach i koloniach. Moje książki dotyczyły głównie stosunków międzynarodowych, geografii politycznej, mniej kwestii wewnętrznych. Choć byłoby to również ciekawe, jak funkcjonuje taka mała społeczność, która nagle staje się instytucją państwową. No ale musiałbym tam pojechać, a to nie jest łatwe.

Czytaj dalej na Uniwersyteckie.pl: Prof. Witold Mazurczak. Od Karaibów po Uniwersytet Otwarty

Fot. Adrian Wykrota