Data publikacji w serwisie:

Wydawnictwo Naukowe UAM ma już 60 lat

Wydawnictwo Naukowe UAM obchodzi w tym roku 60. rocznicę istnienia. Z Marzenną Ledzion-Markowską, dyrektorem wydawnictwa, na łamach Życia Uniwersyteckiego rozmawia Maria Rybicka.

Mówiąc żartem, odmłodziliście się z okazji jubileuszu – to nie 60 lat, a już prawie 100 istnieje jakieś wydawnictwo naukowe na UAM!

– To właściwie prawda, bo już w 1920 roku powołano Komisję Wydawniczą Uniwersytetu Poznańskiego, zalążek naszego wydawnictwa. A wkrótce, za kadencji rektora prof. Edwarda Niezabitowskiego, uczelnia otrzymała nawet własną drukarnię, dar Józefa Winiewicza.

Szybko po wojnie, w 1951 roku, drukarnia została odebrana. To w ogóle nie był dobry czas dla jakiegokolwiek niezależnego, niekontrolowanego drukowania… 

– Tak. Natychmiast po odwilży, w 1957 roku, wznowiono – z sukcesem – starania o oddanie drukarni. Powstała wówczas Redakcja Zeszytów Naukowych, potem Sekcja Wydawnictw; w obu tych ciałach zaangażowany był prof. Tadeusz Cyprian, wybitna postać naszego uniwersytetu. Krótko działał Tymczasowy Komitet Redakcyjny i w 1960 roku, po zasadniczej reorganizacji, powstało Wydawnictwo Naukowe, a ster objął prof. Czesław Łuczak.

Zapamiętałam profesora jako osobę z poznańskim etosem solidnej pracy i dobrymi układami u władz, co było niezbędne wówczas dla każdego wydawnictwa.

– Tak, i to znalazło odbicie w rozwoju wydawnictwa. Trzeba wspomnieć jeszcze Wandę Serwańską, późniejszą kierowniczkę, postać charyzmatyczną, jak mówili mi najstarsi pracownicy. Za rządów tych dwojga Wydawnictwo Naukowe rozwinęło się, nabrało znaczenia, a w 1962 roku otrzymało status suwerennej jednostki ogólnouniwersyteckiej i od tego momentu liczymy lata naszego jubileuszu, choć pełną nazwę – Wydawnictwo Naukowe UAM – przyjęliśmy dopiero w 1972 roku.

Choć był to czas rozkwitu i rozbudowy wydawnictwa, które stało się największym i najprężniejszym wśród tych na polskich uczelniach, to nie było łatwo. 

– Trzeba było wówczas przygotowywać plan wydawniczy, który musiał być zgodny z wytycznymi ministerstwa nauki i techniki. Przyznawano też limit środków, który nijak się miał do realnych kosztów. Komisja Senacka ds. Wydawniczych ustaliła więc kolejność druku: najpierw periodyki, potem rozprawy habilitacyjne, skrypty, pomoce dydaktyczne, podręczniki i na końcu materiały z konferencji uniwersyteckich. Przy tym ceny papieru wzrosły o 40 procent, tak jak dziś, więc śmieję się, że my… już to przerabialiśmy. Rozwój wydawnictwa był więc skrępowany brakiem pieniędzy, papieru i cóż – niskim poziomem poligrafii.

Przeczytaj cały wywiad na Uniwersyteckie.pl

fot. Adrian Wykrota