Data publikacji w serwisie:

Dr Małgorzata Wosińska. Zbrodnia zaczyna się w szkole

„Tragedią Rwandy nie jest tylko rok 1994, ale również niemożność skutecznego przepracowania doświadczenia traumatycznego, na poziomie kolektywnym. To tak, jakby Izrael powstał w Bawarii, a najbliższymi krewnymi Żydów byli naziści”. Z doktor Małgorzatą Wosińską, antropolożką ludobójstwa i psychotraumatolożką na łamach Życia Uniwersyteckiego rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak.

Dlaczego zdecydowała się Pani pisać doktorat na UAM?

Ukończyłam studia magisterskie w Instytucie Etnologii i Antropologii UAM. Wcześniej studiowałam muzykologię, ponieważ interesowała mnie muzyka etniczna.
Ciekawiła mnie nie tyle sama forma muzyczna, co kontekst – dlaczego i co ludzie śpiewają. Gros tekstów, które tłumaczyłam z etnomuzykologicznych badań terenowych, dotyczył wojny na Bałkanach. Wiedziałam, że serce ciągnie mnie do pracy z traumą i ludobójstwem, która stała się moją drogą zawodową. Muzyka wybudziła tę inspirację. W pewnym momencie zrozumiałam jednak, że muszę podjąć studia etnologiczne.

Zainteresowałam się zbrodnią w Ponarach, której moja babcia jest ostatnim żyjącym świadkiem. Poszłam za tym, co bliskie, choć wiedziałam, że to nie będzie łatwe. Musiałam prowadzić badania etycznie i krytycznie, a tym samym próbować odciąć emocjonalną i afektywną linię rodzinną, aby nie determinowała mojej pracy.

W latach 2009-2012 prowadziłam również inne projekty naukowe, między innymi z UAM i Muzeum Stutthof w Sztutowie. Jako pierwsi z etnologami i archeologami wykorzystaliśmy metody archeologii nieinwazyjnej do badania byłych obozów koncentracyjnych, czyli teledetekcję i georadar. Opracowaliśmy też warstwę etnograficzną krajobrazu.

Pani doktorat dotyczy ludobójstwa w Rwandzie. Dlaczego wybrała pani temat odległy od Europy?

Pracując w Ponarach w latach 2006-2008 miałam do czynienia ze świadkami przeszłości. Możliwość czytania historii „od dołu” była dla mnie bardzo istotna. Ale na poziomie doktoratu chciałam pracować z młodszymi ludźmi, obserwować, jak rekonstruują życie po doświadczeniu traumatycznym, w teraźniejszości. Mogłam więc zająć się Bośnią albo Kambodżą, tym bardziej, że interesował mnie dostęp do świeżej pamięci – nie tylko do przestrzeni historycznej. Krajobraz, język, kultura Bałkanów są bliskie mojej kulturze, dlatego wiedziałam, że ten temat może okazać się trudny emocjonalnie. Brakowało naturalnego bufora, który tworzy się w zderzeniu różnych kultur. W pracy z traumą ważne jest, żeby nie doszło do przeciwprzeniesienia między badaczem a podmiotem badań. Rwanda stworzyła dysonans poznawczy, który był konieczny, żeby utrzymać emocje na wodzy. Do dziś nie umiem jednak wyjaśnić, czemu moim wyborem była Rwanda, a nie – równie odmienna kulturowo od Polski – Kambodża.

Rzeczywistość rwandyjska wymknęła się jednak moim wyobrażeniom. Odkryłam, że dla tego doświadczenia punktem odniesienia jest... Holokaust. Rwanda używa doświadczenia Zagłady zarówno jako narzędzia polityki historycznej, jak i symbolicznej przemocy i sakralizacji. Widać to nawet na poziomie muzealniczym. Osoby, które budowały Washington Holocaust Memorial Museum czy Yad Vashem, były zaangażowane w powstanie Muzeum Rwandyjskiego Ludobójstwa w Kigali. Wchodząc do tego narracyjnego muzeum, ma się wrażenie, jakby człowiek był w przestrzeni zapośredniczonej. Jednym z zagadnień, które badałam, było to, że przykład Holokaustu nie zawsze może służyć w pozytywny sposób.

Pojawił się więc niespodziewanie wątek autoetnograficzny – ten, który starałam się wcześniej (zwłaszcza podczas badań nad zbrodnią ponarską) utrzymać na wodzy. Wprowadziłam go – świadomie i z konieczności – do pracy doktorskiej jako problem badawczy. Zastanawiałam się, skąd pochodzi moja wiedza o Rwandzie, dlaczego dyskurs, jaki buduję, jest bliski dyskursowi Zagłady i jak się z tego dekolonialnie wypisać. Wzięłam na warsztat to, że moja wiedza jest wiedzą żydowską, że po prostu jestem Żydówką. Można powiedzieć – świetnie, posiadam kapitał do analizy innych przypadków zbrodni, ale wynikają z tego również zagrożenia. Bardzo często wiedza holokaustowa jest tworzona przez badaczy żydowskiego pochodzenia i utarło się, że tylko oni rozumieją Zagładę czy inne zbrodnie ludobójstwa. To jest tabu, które trzeba rozbroić. Takie przekonanie sakralizuje ludobójstwo jako wydarzenie historyczne, ale nie dotyka sedna: czyli istoty traumatycznego, antropologicznego doświadczenia związanego z tym wydarzeniem. Doświadczenie, które z zasady jest inkluzywne i wymyka się kategoriom moralnym, czy, mówiąc za Frankiem Ankersmitem, „kryteriom estetycznej stosowności”. Oczywiście, każdy badacz może się zajmować każdym ludobójstwem.

Czytaj dalej na Uniwersyteckie.pl: Dr Małgorzata Wosińska. Zbrodnia zaczyna się w szkole