Data publikacji w serwisie:

Joanna Lubierska. Spalone na stosie, znane z nazwiska

Joanna Lubierska, poznańska genealożka z Wydziału Historii, odnalazła nowe źródło do sprawy procesu o czary w Doruchowie z 1775 roku. Badaczka potwierdziła autentyczność, jak również wyjaśniła okoliczności tragicznego zdarzenia, w którym na stosie spłonęło siedem Wielkopolanek.

Nie wiadomo, dlaczego dziedzic Doruchowa Eustachy Skórzewski oskarżył kobiety o czary. Może powodem była choroba żony, a może nieurodzaj – dziś już tego nie wyjaśnimy. Wiadomo za to, że zabobonny szlachcic musiał znaleźć winnego, dlatego zorganizował pseudoproces, w wyniku którego jako sędzia skazał na śmierć niewinne chłopki. Żony i matki, zanim spłonęły na stosie, doświadczyły dotkliwych tortur. Był to ostatni legalny proces o czary w Rzeczypospolitej. Wielu historyków wątpiło jednak w to, że naprawdę do niego doszło. Analiza źródeł, jaką wykonała Joanna Lubierska, doktorantka w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych UAM, ostatecznie udowodniła, że wydarzenie było faktem.

Dotarcie do nowych materiałów nie było łatwym zadaniem. – Dawno temu czytałam o tej sprawie i wydawała mi się nie do rozwiązania z uwagi na to, że nie zachowały się żadne źródła – mówi doktorantka. – Badacze ze szczątków informacji i poszlak próbowali udowodnić albo że proces był, albo że go nie było. Natomiast kiedyś, zupełnie przy okazji, znalazłam w magazynach Archiwum Archidiecezjalnego w Poznaniu pewien poszyt, w którym ówczesny pleban z Doruchowa pisze do konsystorza, że na polecenie arcybiskupa Teofila Wolickiego przepytał miejscowych parafian, co im wiadomo o tej sprawie – opowiada.

Okazało się, że dokument autorstwa księdza Lewandowskiego był elementem większej całości: szczegółowych ankiet wypełnianych w parafiach wielkopolskich w 1828 roku. Prawdopodobnie w ten sposób władze kościelne zbierały informacje dotyczące historii Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Z teczek tych korzystał Józef Łukaszewicz przy pisaniu „Historycznego opisu kościołów parochialnych” wydanego w 1858 roku. W publikacji nie zamieścił jednak żadnych informacji na temat miejscowych opowieści czy legend.

– A ksiądz Lewandowski podszedł bardzo poważnie do tego zadania i spisał to, co usłyszał od parafian. Gdy natrafiłam na fragment, w którym podał nazwiska osób uczestniczących w procesie, otworzyłam oczy ze zdziwienia, dlatego że nikt wcześniej nie wykorzystał tych informacji – wyjaśnia badaczka.

Czytaj cały artykuł na Uniwersyteckie.pl: Joanna Lubierska. Spalone na stosie, znane z nazwiska

fot. Piotr Łysakowski